wtorek, 26 czerwca 2012

Dzień dobry?

   Pochmurny, deszczowy dzień. Drzwi się otwierają i do sklepu wchodzi pani po sześcdziesiątce. Zamyka za sobą drzwi i ze wzrokiem utkwionym we mnie idzie powoli w moim kierunku. Wytrzymuję spojrzenie. Siedzę za biurkiem i patrzę jej w oczy. Pani idzie, ja siedzę, ona patrzy, ja patrzę. Wreszcie , po pokonaniu mniej więcej połowy długości sklepu, odzywa się głosem mrożącym krew w żyłach:
   - Dzień dobry!
   - Dzień dobry - odpowiadam grzecznie, choc obawiam się, że nie udało mi się całkiem ukryc tonu lekkiej drwiny i będę teraz miała kaca moralnego przez dłuższy czas.
   "Dzień dobry" - dwa słowa, które każdy z nas wypowiada wielokrotnie w ciągu dnia, a jednak są i tacy, którzy mają z nim nie lada problem. Są tacy, którzy do sklepu, punktu usługowego, czy innego lokalu wchodzą jak do obory - ani be, ani me, ani pocałuj mnie w dupę.
   Cóż - rzec można - chamstwo i brak podstawowych zasad zdarza się wszędzie. Wspomniana wyżej pani należała jednak do innego gatunku. Ona nie dlatego się nie przywitała, że nie nauczono jej takiego postępowania. Ona życzyła sobie ZOSTAC POWITANA. Wyraźnie było to widac w jej oczekującym, a jednocześnie oskarżycielskim spojrzeniu. Ona jest tu klientem, a klient nasz pan, a poza tym ona ma (zaóżmy) 62 lata, a aja nie, więc powinnam ją pozdrowic pierwsza.
   Właściwie - co mi szkodzi? Korona mi z głowy nie spadnie przecież. Mogę się dostosowac.
   Otóż nie. Nie mogę. Nie zrobię tego, ponieważ w ten sposób utwierdziłabym pewien typ ludzi w mniemaniu, że są pępkiem świata i wszystko im się od życia należy. I nie. Nie uważam, że przewraca mi się w głowie. Znam swoje miejsce, wchodząc do jakiegokolwiek lokalu witam się pierwsza. Pozdrawiam ekspedientki coraz częściej (niestety) kilkanaście lat młodsze ode mnie. Nie oczekuję, że będą mi nadskakiwac tylko dlatego, że mam te swoje prawie czterdzieści lat.
   Na marginesie:
   Mam stałą klientkę wybitnie uczuloną na tego typu zachowanie. kiedy na horyzoncie pojawia się Pani Gburek, często pierwsza mówi "Dzień dobry" z okropnym grymasem, będącym parodią uśmiechu na ustach. Chyba zaczęło mi się to udzielac, bo niedawno, kiedy klientka weszła od razu z pytaniem:
   - A ta bluzka z wystawy, to ile?
Odpowiedziałam:
   - Dwanaście, dzień dobry.
   Ciekawe, czy zrozumiała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz