czwartek, 5 lipca 2012

Babcia na katafalk

   Ten post dojrzewał długo, bo aż od Wielkanocy. Są jednak sprawy, które, choć budzą emocje, są trudne do opisania. Nie wiadomo jak je ugryźć, żeby z jednej strony nie popaść w banał, z drugiej - w tani sentymentalizm. Ale nadszedł chyba czas, by się z tematem zmierzyć - po pierwsze długopis (dłubię sobie ten tekst na brudno) sam jakoś wskoczył mi do ręki, po drugie rano w tramwaju, tytuł, znowu jakby sam, wpadł mi do głowy. Piszmy więc - jak mawiał Fredro.
   W poście Żądza pieniądza wspominałam panią Agnieszkę, która zagląda do mnie po pracy. A pracuje w Domu Opieki Społecznej, instytucji - teoretycznie przynajmniej - pożytecznej wielce. Wiadomo przecież, że z wiekiem człowiek robi się coraz bardziej niedołężny, że nie zawsze ma rodzinę, która mogłaby go wspierać, niejednokrotnie wreszcie wymaga na co dzień specjalistycznej opieki, której dzieci, choćby nie wiem jak kochające, zapewnić nie potrafią. A tam wszystko jest - pielęgniarki, opieka medyczne... No po prostu... umierać, nie żyć!
   Temat pojawił się tuż przed Wielkanocą, kiedy rozmawiałam z panią Agnieszką o tym, że, święta, czy nie, niektórzy muszą iść do pracy. Wtedy właśnie pracująca w Domu Opieki pielęgniarka zaczęła się żalić. Ale nie na to, że nie ma wolnych Świąt, które inni spędzają z rodziną, ale na znieczulicę społeczeństwa.
   Większość jej podopiecznych stanowią ludzie, którzy codziennej opieki lekarza, czy nawet pielęgniarki, wcale nie potrzebują. Wielu z nich, mimo podeszłego wieku, nie jest wcale przykuta do łóżka, wychodzą z ośrodka na spacery, na małe zakupy. Jedna z pensjonariuszek była nawet kiedyś w moim sklepie, oglądał dziecięce ubranka, szukała czegoś dla prawnuczek. Rodzina upchnęła ją w przytułku, mimo, iż jest w pełni sprawna fizycznie i umysłowo, a ona myśli, jakim upominkiem sprawić im radość! Kiedy patrzyłam w tą ciemną, pomarszczoną twarz, chciało mi się wyć z rozpaczy!
   Oczywiście są i tacy pacjenci, który leżą w łóżkach i nie są w stanie o siebie zadbać. Jeżeli rodzina pracuje, rzeczywiście pojawia się problem, bo osoba taka nie może zostać na dziesięć godzin sama w domu. Tu instytucje zajmujące się opieką nad starszymi ludźmi mogą pomóc. Ale POMÓC, a nie ZASTĄPIĆ. Dlaczego babcia czy dziadek nie mogą spędzić świąt w domu, skoro reszta rodziny będzie się w tym czasie cieszyła swoim towarzystwem? Dlaczego nie mieliby spędzać w domu długich weekendów, a w zwykłe niedziele liczyć na dłuższe niż zdawkowe piętnaście minut odwiedziny? Z wypowiedzi pani Agnieszki wynika, że odwiedziny w takim ośrodku są rzadkością, a jeśli już ktoś wpada, to zaraz wypada z powrotem.
   O co tu chodzi? Boimy się widoku osób starszych, niedołężnych, bo przypomina nam, że nie zawsze będziemy piękni i młodzi? Cóż - trzeba cieszyć się życiem, korzystać z niego, w końcu czas tak szybko ucieka. A babcia? Babcia - na katafalk!