niedziela, 29 kwietnia 2012

Hiob XXI wieku

   Tym razem miałam nietypową wizytę, do sklepu przyszedł bezdomny mężczyzna prosić o wsparcie. Zazwyczaj kupuję takim ludziom jedzenie, gotówki nie daję. Wiem, że dla wielu to krzywdzące, ale doświadczenie nauczyła nas ostrożności, a wódki nikomu fundować nie zamierzam.
   Ten człowiek jednak był inny. Mimo, że w podartych adidasach, i brudnej bluzie, sam był czysty i nie czuć było od niego ani potu, ani alkoholu. Wyrażał się też inaczej niż inni, a kiedy poczęstowałam go bułką zaczął opowiadać. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej miał własną firmę i nieźle mu się wiodło. Potem wszedł komornik i wszystko zabrał. Teraz śpi w autobusach nocnych.
   Może zgrzeszyłam naiwnością, ale tym razem sięgnęłam do portfela. Muszę przyznać, że przejęłam się historią tego człowieka.
   W naszej świadomości bezdomni są zazwyczaj alkoholikami, ludźmi eksmitowanymi z mieszkań za niepłacenie należności i dewastację budynków. Tym razem spotkałam kulturalnego, skromnego człowieka, który, jak Hiob, z dnia na dzień stracił wszystko. Oczywiście wiem niewiele. Może było w tym wiele jego winy, może tą swoją firmą po prostu nieudolnie, nieodpowiedzialnie zarządzał. A może trafił na nieuczciwego wspólnika. Może podwinęła mu się noga, a może ktoś mu tą nogę podłożył. Tak czy owak świadomość, że to nie los pisany tylko degeneratom, że każdego może to spotkać, mocno mną potrząsnęła.
   Podobna historia przedstawiona jest we wspaniałym filmie Święty z fortu Waszyngtona. Mam szczerą nadzieję, że mojemu gościowi powiedzie się lepiej, niż bohaterom filmu, że jeszcze mu się życie ułoży. Mam nadzieję, zasługuje na więcej niż miejsce noclegowe w nocnym autobusie.

środa, 25 kwietnia 2012

Życie jest piękne

   W miarę regularnie zagląda do sklepu młody mężczyzna, na oko przed trzydziestką. Przychodzi po pracy, zazwyczaj ok. 17.00, kiedy jest już mało klientów, więc często zdarza nam się rozmawiać o wszystkim i o niczym. O muzyce (metal uber alles;-), rodzinie, pracy, ale też o podstawowych wartościach, niezgodzie na powszechnie panującą wokół obłudę.
   Ostatnio pan ten wszedł do sklepu, obejrzał regał z koszulami, dwie zabrał do przymierzalni. Po chwili wyszedł i stwierdził:
   - Potrzebowałem dwóch koszul, znalazłem dwie, obie na mnie pasują, życie jest piękne!
   Co prawda niebo się w tym momencie nie otwarło i snop światła nie padł na nasze głowy, ale i tak poczułam, jakby ktoś zapalił mi światełko, gdzieś w środku.
   No bo zastanówmy się. Z tego co wiem, człowiek ten wynajmuje pokój po studencku z kilkoma kolegami. Jest w mieście sam, przyjechał tu na studia i już został. Zarabia niewiele, więc ubiera się w lumpeksach i jada w barach szybkiej obsługi. I moją na rudo farbowaną głowę daję, że swoim podejściem do życia, radością z byle drobiazgu, mógłby obdarować wielu dostatnio żyjących ludzi.
   Polacy lubią narzekać, zawsze jest im źle, a jak nie jest, to i tak coś sobie wymyślą. Człowiek, który potrafi cieszyć się życiem jest co najmniej podejrzany. A przecież mamy tak wiele. Większość z nas ma dach nad głową i nie głoduje. Ubrać się też jest w co, choć nie koniecznie stać nas na markowe ciuchy. Czy cieszymy się, że jesteśmy zdrowi, że urodziliśmy się mając dwie ręce i nogi? Czy cieszymy się, że nie musieliśmy zarabiać  na siebie od dziesiątego roku życia? Czy cieszymy się, że jest ładny dzień, ktoś w pasażu gra na skrzypcach, dziewczyna uśmiechnęła się do nas w tramwaju?
   Ludzie, podnieście głowy, uśmiechnijcie się, życie jest piękne!


Epilog:
Kilka dni temu przyszła do sklepu pani z małą córeczką. Dziewczynka podarowała mi kwiatek - o taki właśnie. To też jest powód do radości.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Dlaczego za komuny było lepiej

   "Pytanie to w tytule postawione tak śmiało, choćby z największym bólem rozwiązać by należało."
         /K. I. Gałczyński: Dlaczego ogórek nie śpiewa/

   Stwierdzenie, że istotnie w poprzednim ustroju lepiej nam się żyło słyszę dość często. Argumenty są ciągle takie same, a dyskusje z ich głosicielami raczej nudne i przewidywalne. Jedna z moich klientek uraczyła mnie jednak takim stwierdzeniem, że wszelka dyskusja była nie na miejscu, z pewnymi argumentami dyskutować się po prostu nie da.
   Pewna pani w wieku zbliżonym do sześćdziesiątki, nazwijmy ją panią Wandą, wyraziła kiedyś w sklepie przekonanie,że "za komuny było lepiej". Nie podjęłam dyskusji, wiem aż za dobrze, że na pewne tematy lepiej nie rozmawiać w miejscu, w którym nie można się z nikim ostro pokłócić, a ten temat należy do budzących silne emocje. Pani Wanda, niezrażona moim milczeniem, zauważyła inną klientkę w podobnym wieku i zwróciła się bezpośrednio do niej:
   - Zgadza się pani ze mną, prawda?
   Niestety odpowiedź była przecząca.
   Pani Wanda użyła starego argumentu, że teraz jest biedna, a wtedy miała wszystko. Druga klientka odparowała:
   - Wszystko ma człowiek wtedy, kiedy nie boi się pukania do drzwi.
   Niestety, ta błyskotliwa riposta nie spotkała się ze zrozumieniem, oczy pani Wandy wyrażały niczym niezmąconą bezmyślność. Szybko jednak otrząsnęła się z szoku i wytoczyła naprawdę ciężkie działo:
   - A wie pani dlaczego? Bo kelnerką byłam. I miałam duży biust. Wie pani, jakie ja napiwki dostawałam???
   No i powiedzcie sami, czy z takim argumentem można dyskutować?!

   Ta historia ma jeszcze drugie zakończenie. Po kilkunastu minutach pani Wanda wróciła do sklepu. Tym razem była sama. Podeszła do lady i zapytała, czy mogę jej pożyczyć parę złotych. Odmówiłam grzecznie, ale do głowy przyszła mi niezbyt miła odpowiedź: "Nie ma cycków - nie ma kasy!"

piątek, 20 kwietnia 2012

Witam za ladą!

   Witam serdecznie! Niektórzy znają mnie już z tego miejsca, inni nic o mnie nie wiedzą. Pomysł na tego bloga zrodził się niedawno, przy stole wielkanocnym, kiedy opowiadałam co ciekawsze wydarzenia z mojej pracy. Ktoś stwierdził wtedy:
   -Powinnaś pamiętniki pisać.
   No to piszę.
   Od pół roku pracuję w sklepie z odzieżą używaną, zwanym też ciuchlandem, szmateksem, czy też sklepem niszowym. Myliłby się ten, kto sądzi, że to nudne zajęcie. Ludzie, których przy okazji obserwuję nie przestają mnie zadziwiać. Najbardziej zaskoczyło mnie, kiedy po czterech miesiącach odkryłam, ile już o moich klientach wiem. I nie jest to wiedza dotycząca rozmiarówki, ulubionego koloru, stylu ubierania. Ci ludzie mówią mi o sobie bardzo dużo, niekiedy opowiadają o bardzo osobistych, intymnych wręcz sprawach, choć sami przecież o mnie nic nie wiedzą. Z większością z nich mam bardzo dobry kontakt, z niektórymi mówimy sobie po imieniu, choć zdarzają się i typy wybitnie irytujące. Niektóre rozmowy zostawiają we mnie ślad, zmuszają do refleksji, inne rozbawiają do łez.
   Przemyślałam radę, która padła przy świątecznym stole i stwierdziłam, że nie jest ona tylko i wyłącznie żartem. Wiele mądrych, zabawnych, ale też potwornie denerwujących rozmów przepadnie, jeśli ich nie zapiszę.  Dlatego powstał ten blog, na którym będę zapisywać refleksje kobiety za ladą. Zapraszam!